Z Krzysztofem Miklaszewskim rozmawiali…

Krzysztof Miklaszewski z Kazikiem Hentschelem i Rolandem Toporem w galerii paryskiego kina Accattone – Paryż 1996

Krzysztof Miklaszewski z Kazikiem Hentschelem i Rolandem Toporem w galerii paryskiego kina Accattone – Paryż 1995

Pozdrowienia paryskie i życzenia świąteczne w grudniu 1996 dla Krzysztofa Miklaszewskiego od Rolanda Topora

Pozdrowienia paryskie i życzenia urodzinowe w lipcu 1996 dla Krzysztofa Miklaszewskiego od Rolanda Topora

Jubileusz 40-lecia TVP Kraków. Od lewej: Krzysztof Miklaszewski, Krzysztof Konarzewski, Andrzej Zarycki, Stanisław Zajączkowski, Małgorzata Czerwińska-Miklaszewska

Jubileusz 40-lecia TVP Kraków. Od lewej: Krzysztof Miklaszewski, Krzysztof Konarzewski, Andrzej Zarycki, Stanisław Zajączkowski, Małgorzata Czerwińska-Miklaszewska

Tadeusz Kubica

Przekonać widza

Niedawno otrzymał Pan już drugi raz doroczną nagrodę tygodnika „Ekran”. Tym razem jest to Złoty Ekran za najlepszy cykl programów z zakresu publicystyki kulturalnej. Ale warto przypomnieć, że Pana przygoda w telewizji zaczęła się od teatru.

Tak. Jako Kierownik Redakcji Literatury i Dramatu czyli Dyrektor Krakowskiego Teatru Telewizji rozpocząłem od roku 1973 realizację dwóch cykli programów, które uzupełniać miały spektakle teatru telewizji, a które przetrwały do dnia dzisiejszego. W pierwszym pokazuję aktorów pozawarszawskich. Cykl drugi – to prezentacja reżyserów teatralnych w pracy nad konkretnym spektaklem, nazwanym przeze mnie „Anatomia spektaklu”. Więcej: mimo, że Redakcja pod moim kierownictwem uzyskała sukces (Złoty Ekran 1973 za Teatr TV), dusza dziennikarza wzięła we mnie górę. Dlatego też, kiedy w Warszawie Janusz Rolicki utworzył Naczelną Redakcję Publicystyki Kulturalnej „zdradziłem” teatr.

Czytaj dalej
Barbara Natkaniec

50 „Twarzy Teatru” czyli Teatr Narodowy w ideale

Czy założenia, jakie miałeś w chwili startu udało ci się zrealizować?

Właściwie tak. Udało mi się to niemal w stu procentach głównie dlatego, że założenia były bardzo proste. Pierwsze brzmiało: pokazać szerokiej publiczności siłę polskiego aktorstwa poza uprzywilejowaną (przez film i TV) stolicą. Drugie: ukazać tajemnice i kulisy profesji, która cieszy się wysoką pozycją wśród innych zawodów. Chciałem pokazać też wysoki koszt osobisty uprawiania aktorskiego zawodu, musiałem wreszcie dać dowód wartości każdego z zapraszanych bohaterów.

Czytaj dalej
Marian Szulc

Teatr ma twarz aktora

Twoje nazwisko od lat w różny sposób wiąże się z życiem teatralnym. Chyba tylko aktorem jeszcze nie byłeś, bo…

O, przepraszam, mam za sobą kilkaset występów w Cricot 2, z którym jestem związany od roku 1973.

Tym bardziej więc będzie na miejscu pytanie o źródła tego wszechstronnego zainteresowania teatrem. Współtworzyłeś niegdyś teatry studenckie, współpracowałeś ze STU, pisujesz do dziś scenariusze teatralne, masz na koncie setki teatralnych programów w telewizji, przygotowujesz książki o aktorach… Skąd to wszystko?

Podejrzewam, że inaczej być nie mogło, że teatr mam już zakodowany w genach. Jeśli ktoś ma matkę, która studiując medycynę (wówczas studia lekarskie odbywały się na UJ) grywała w Cricot – 1, wuja współzałożyciela tego teatru, a wśród dalszej rodziny posiada jeszcze współpracownika Stanisławskiego – to ktoś taki nie może być obojętny na teatr.

Czytaj dalej
Elżbieta Królikowska-Avis

Polski bestseller o rządzie londyńskim

Od dwóch lat wojażuje pan między Polską i Anglią. Jak to się stało, że zadomowił się pan właśnie w Wielkiej Brytanii?

Moje kontakty z Anglią trwają już wiele lat i mają bardzo rozmaity charakter. A więc – kontakty teatralne: po raz pierwszy przyjechałem tu z Cricot 2 w 1973 roku, potem w 1974, 77 i 82. Po wtóre – kontakty pedagogiczne: dwa lata temu gościłem na prywatne zaproszenie, już jako człowiek wolny – dość miałem podróżowania po antypodach z Cricot 2 – i właśnie wtedy zorganizowano mi moje pierwsze workshopy. Jestem tu już jako wykładowca i prowadzący warsztaty aktorskie – po raz siódmy. A po trzecie – moim dziadkiem był Józef Hieronim Retinger, którego nie muszę, zwłaszcza w Anglii, przedstawiać. Nazywano go tu „szarą eminencją Emigracji”; był bliskim współpracownikiem Sikorskiego – uczestniczył we wszystkich negocjacjach z Rosjanami – przyjacielem Churchilla, Eliota, jednym z pomysłodawców Wspólnoty Europejskiej, współorganizatorem konferencji haskiej w 1948 roku.

Czytaj dalej
Monika Małkowska

Ministrant Kantora, czyli dar Krzysztofa Miklaszewskiego

Nosisz na palcu sygnet… Z jakim herbem?

To Święty Krzysztof – mój protest przeciwko Watykanowi. W pewnym momencie zaczęto weryfikować świętych i Krzysztof został jako święty... zawieszony. A przecież tak wielu świętych jest mocno podejrzanych! Znam się na tym trochę, bo moją dziecinną pasją była ministrantura. Byłem jej fanatykiem, nie opuszczałem żadnej mszy od szóstej rano. Potem raptownie mi przeszło.

Czy praca z Kantorem była też rodzajem służenia do mszy?

Nie, on nigdy nie odprawiał mszy, to raczej były nieszpory, które mają luźną strukturę i czasem trudno się w nich połapać. Zupełnie jak w... kościele. Pamiętam wiele przypadków, kiedy księża przychodzili na nieszpory na kacu i mylili koniec z początkiem. Na nas, profesjonalnych ministrantach, spoczywał obowiązek ratowania sytuacji. Oczywiście, te skandale nie umykały uwagi dewotek, bo to też były profesjonalistki.

Czytaj dalej
Elżbieta Wojnarowska

Między Kantorem a teatrem

Witam Pana w kantorku krakowskiej Cricoteki. Przed nami Pańska nowa książka „Kantor od kuchni…”

Jest to jej drugie wydanie. I chociaż o popularności tej książki tytuł zadecydował tylko częściowo, on właśnie wywołał kilka wspaniałych nieporozumień. Na przykład jedna z internautek długo zabiegała u mnie o egzemplarz. Kiedy jednak dowiedziała się, że nie chodzi o unikatową książkę kucharską, natychmiast umilkła. Jestem więc dobrze przygotowany na czytelnicze reakcje (śmiech), zwłaszcza że drugie wydanie jest jeszcze bardziej wypieszczone i zadowolić powinno najbardziej wyrafinowane... smaki.

To już ósma Pańska książka o Kantorze. Od Kantora – mimo że minęło 21 lat od jego śmierci – nie może Pan uciec.

Moją książkę Spotkania z Tadeuszem Kantorem, która ukazała się drukiem także w Londynie, Nowym Jorku, Sydney i Mexico Ciudad, nieprzypadkowo zadedykowałem: „Pamięci mojej Matki, której zawdzięczam także i miłość do… Cricotu”.

Czytaj dalej