Raptularz

Krzysztof Miklaszewski

Mecenas – znaczy także miłośnik sztuki

Każdy adwokat – świadomy swego życiowego powołania powinien przeczuwać, że leżące u podstaw rozumienia jego zawodu dwa czasowniki dobrze wytłumaczyć potrafią sens powstałego już w Starożytności zawodu. I tak: włoski źródłosłów – advocare – zawsze znaczył „wsparcie” [kogoś], a słowo brzmiące blisko, a mające kiedyś (znaczy: w starożytnym Rzymie) wspólne językowe źródło – avocare używano w znaczeniu „wołania o pomoc”. Adwokat” więc – to od początku swego funkcjonowania w nowożytnym sądownictwie – to była „osoba wspierająca potrzebujących pomocy”.

Epitet „mecenasa” – zanim się rozprzestrzenił na inne kręgi społeczności – przylegał ściśle do adwokackiego zawodu od samych początków jego sądowej egzystencji – dzięki aktywności społecznej doradcy cesarza Oktawiana, żyjącemu i działającemu w Rzymie w I wieku przed naszą erą [70–8 rok przed Chrystusem].

Doradca ów – dyplomata, znany i ceniony w całej starożytności – nazywał się Gaius Cinius Maecenas.

Aby rzecz wyjaśnić: trzeba – od razu – dodać, że ten wpływowy polityk, sam często chwytający za pióro – był prawdziwym przyjacielem poetyckich sław: Horacego [65–8 r. p.n.e.] i Wergiliusza [70–19 r p.n.e.], nie skąpiącym im stałej finansowej pomocy. A to dzięki pieniądzom Maecenasa – i Horacy, i Wergili – mogli nie tylko napisać, ale i wydać swoje największe dzieła. Rzecz godna podkreślenia, że Maecenas nie tylko chełpił się publicznie tą swoją pomocą, ale że uznawał ją za jedną ze swoich… powinności.

Nic więc dziwnego, że pomoc finansową udzielaną artystom przez zakochanych w sztuce możnych – od czasów Renesansu – w historii naszej cywilizacji zwykło – wzorem starożytnych – nazywać się mecenatem.

Całe szczęście, że w czasach naszej dziwnej, a ogłupiającej społeczeństwa, cyfrowej transformacji i niszczącej sztukę polityki – trafiają się jeszcze w Polsce – nieliczne już – instytucje i jednostki, które pamiętają o budujących przykładach historii. Należą do nich działająca najdłużej w Polsce, bo ponad 160 lat – Krakowska Izba Adwokacka.

By nie być gołosłownym, wystarczy przywołać jeden z budujących przykładów tego mecenatu, którego silne korzenie tkwią właśnie w kulturalnej działalności wyżej wymienionych. A jest ku temu szczególna okazja, kiedy leży przede mną ważny dowód w tej sprawie: jedno z ważnych świadectw takiego kulturotwórczego działania.

Świadectwo – na pozór zwyczajne i powszechnie dostępne – kiedy na nie nawet pobieżnie spojrzeć: jest to bowiem popularna w użyciu płytka DVD.

Analiza jej zawartości okaże się jednak ważnym odkryciem. Stanowi bowiem przykład rzadko spotykanej historycznej dalekowzroczności tych, którzy przyczynili się do jej powstania.

Płytka, stanowiąc zapis – co potwierdzają dwie minione od jej narodzin dekady – wspaniałego spektaklu teatralnego, którego dwudziesta już rocznica premiery na deskach krakowskiego Narodowego Starego Teatru minie w grudniu 2024 roku, uświadamia jeden znaczący fakt. Zarejestrowany na niej spektakl był i jest nadal bowiem – nierozerwalnie związany z historią krakowskiej palestry. Dlaczego?

By rzecz właściwie wytłumaczyć, kilka słów o genezie tego przedstawienia.

Oto – Roman Brandstaetter [1906–1987] – znakomity polski dramaturg, poeta i tłumacz napisał w roku 1972 miniaturę literacką prozą Ja jestem Żyd z „Wesela”. Miniatura ta doczekała się w Polsce kilku scenicznych wersji jako że podjęła niezwyczajny temat najściślej z historią polskiego teatru związany. Brandstaetter – zainspirowany opowieścią polsko-żydowskiego prawnika – Filipa Waschutza, spotkanego przypadkowo w Jerozolimie w czasie II wojny, przedstawił tragedię życiową legendarnego karczmarza z Bronowic Małych pod Krakowem – Hirsza Singera [1841–1916], któremu Wyspiański umieszczając go w swoim „Weselu” przewrócił całkowicie uporządkowane życie szanowanego obywatela.

Waschutz – w 1905 roku młody koncypient znanej kancelarii adwokackiej dr Artura Benisa [1865–1932], świadek złożenia przez Hirsza sądowego oskarżenia Wyspiańskiego – jeszcze kilka dekad później pochłonięty był prawniczym dylematem, czy narzucenie przez autora prototypowi literackiemu „nowego życia”, wypaczającego mocno charakter pierwowzoru i tym sposobem mocno go krzywdzące, nie jest przypadkiem czynem, podlegającym karze.

Brandstaetterowi – wyrafinowanemu znawcy duszy ludzkiej – ten twórczo-prawniczy dylemat nie dawał od tego czasu spokoju i dlatego pewnie postanowił sprawy nie pozostawić bez echa. Najpierw – po powrocie do Polski, po wojnie – przebadał całą dostępną faktografię, a potem – na początku lat 70. – zaproponował swoją, pełną obiektywizmu – wersję opowieści prozą.

Minęło dwadzieścia lat, kiedy tekst Ja jestem Żyd z „Wesela” zaowocował scenicznie. Wtedy to – Tadeuszowi Malakowi [1933–2017] – równie uzdolnionemu aktorowi, co reżyserowi, udało się nie tylko tekst Brandstaettera bardzo udatnie na scenę przykroić, ale i do scenicznej akcji wciągnąć Jerzego Nowaka [1922–2013], którego kreacja Hirsza Singera przeszła na stałe do kronik artystycznych polskiej sceny XX wieku. Sam Malak pozostał na scenie – jako Waschutz – ekspresywnym narratorem tej niecodziennej opowieści, prezentowanej przez dwójkę wytrawnych Mistrzów polskiego aktorstwa (oprócz przedstawień na Małej Scenie Starego Teatru, spektakl ów zaistniał na teatralnych estradach kilkudziesięciu polskich i międzynarodowych festiwali).

Kiedy żywot tej scenicznej miniatury dobiegać zaczął końca swoich teatralnych dni, na scenę historii wkroczył niezawodny mecenas Stanisław Kłys, który w imieniu krakowskiego Samorządu Adwokackiego „dopełnił” – jak kiedyś legendarny Maecenas – „swoją powinność”. Tym to też sposobem narodziła się wzmiankowana płyta DVD, która ocaliła od zapomnienia nie tylko całą historię Singera, ale dała następcom szansę obcowania z prawdziwym aktorskim kunsztem niepowtarzalnego duetu.

Podkreślam to dzisiaj ze wzruszeniem pierwszego promotora aktorstwa Nowaka i Malaka jako autor teatralnego cyklu lat 70. „Twarze Teatru”. Jerzy Nowak i Tadeusz Malak są – bowiem – znaczącymi bohaterami moich bardzo kiedyś popularnych, a torujących im drogę do sławy – programów telewizyjnych.

Krzysztof Miklaszewski, Londyn, maj 2023